Las jesienią jest szczególnie piękny - zmieniające się pory roku potrafią go tak wspaniale przystroić, że aż zachwyca. W dzieciństwie mieszkałam nieopodal lasu i zawsze czułam się z nim silnie związana. Gdy otoczenie stawało się nie do zniesienia, uciekałam, by błąkać się po leśnych ścieżkach. Ileż przemyśleń na tematy egzystencjalne i ciekawych pomysłów artystycznych przyszło mi w takich okolicznościach do głowy! W czasie liceum zaprzyjaźniłam się z lasem jeszcze bardziej - odprowadzał mnie co dzień do szkoły i jako pierwszy witał, gdy z niej wracałam. Tak się też złożyło, że na lata mojej licealnej edukacji nałożył się renesans stylu hippisowskiego - każdy nosił dzwony i obwieszał się kilogramami biżuterii, głównie hand-made. Ja wpadłam w totalny szał tworzenia najrozmaitszych naszyjników, do wykonania których często wykorzystywałam dary lasu - żołędzie, jarzębinę, patyki, a nawet szyszki i liście. Stąd też z zachwytem przyjęłam propozycję poprowadzenia warsztatów rękodzieła, polegających na tworzeniu takiej właśnie biżuterii z darów lasu, podczas Święta Pieczonego Ziemniaka.
Święto Pieczonego Ziemniaka, w ramach którego odbyły się warsztaty rękodzieła, zorganizował Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Radzyniu Podlaskim, wraz z Nadleśnictwem Radzyń Podlaski. Było to kolejne z cyklu spotkanie poświęcone działaniom edukacyjno-sportowym. W czasie imprezy dzieci wzięły udział w grze terenowej połączonej ze spacerem, a ten z kolei połączony był ze zbieraniem skarbów na warsztaty. W międzyczasie można było ogrzać się przy ogromnym ognisku, na którym pieczono kiełbaski oraz ziemniaki (bo jak mogłoby się obyć święto pieczonego ziemniaka bez ziemniaka?). Była też okazja posłuchać opowieści Pani Leśnik o pracy leśników w lesie (czujecie to masło maślane w dzisiejszym poście?). Nie zabrakło oczywiście gier i zabaw zręcznościowych, jak choćby rzut ziemniakiem do celu.
Fot. Marek Topyła
Fot. Marek Topyła
Fot. Marek Topyła
Zarówno organizatorzy, jak i uczestnicy nie mieli cienia wątpliwości, że to był wspaniale spędzony czas, zwłaszcza, że pogoda była rewelacyjna. Radość i duma z własnoręcznie wykonanych ozdób, malujące się na twarzach odjeżdżających dzieci - bezcenne! Niektórzy zabierali jeszcze nie wyschnięte do końca dzieła, więc nieśli je przed sobą, jak najwspanialsze trofea.
A ja również nie kryłam zadowolenia, bo raz - udało mi się znaleźć motywację do spróbowania czegoś, o czym już od dawna myślałam, czyli warsztaty rękodzieła z darów natury. A dwa - spędziłam wspaniałe popołudnie w lesie! Bo w tajemnicy przyznam się Wam, że teraz, gdy od lat mieszkam w centrum miasteczka, najbardziej brakuje mi bliskości lasu właśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz