Naturalne farbowanie rośliną o magicznych właściwościach - leszczyna

Początek jesieni to ostatni dzwonek na farbowanie naturalne liśćmi drzew i krzewów. Z każdym dniem tracą one soki, a co za tym idzie - także zdolności barwierskie. Mimo, że to już końcówka września, postanowiłam przeprowadzić barwienie ostatniej szansy i wybrałam do tego celu liście leszczyny.

Leszczyna pospolita (Corylus avellana L.) to powszechnie występujący w Europie krzew, osiągający najczęściej 2 - 5 metrów wysokości. Pędy pokryte są gładką, ciemną korą, która również ma zdolność naturalnego farbowania i daje kolor brunatny (podobno; ja jeszcze nie zdążyłam jej wypróbować). Choć leszczyna (zwana orzeszyną, ale też leską lub liską) nigdy nie imponowała wzrostem i była tylko skromnym podszyciem lasów, to dla naszych przodków stanowiła roślinę o wielkiej użyteczności. Powiadano, że leszczynę stworzył Pan Bóg dla biedaków, bo to i nakarmi człowieka, i ogrzeje, i podeprze, gdy w nogach słaby. Stąd też na przednówku młode pędy leszczyny służyły za pożywienie. Z orzechów (obok ich bezpośredniego spożycia, oczywiście) wyciskano olej, doskonale zastępujący oliwę. Długie i proste pędy, zwane w mojej okolicy "leszczakami", rzeczywiście mogły stanowić mocne i stabilne podparcie. Do dziś wykorzystuje się do palowania pomidorów i tyczkowania fasoli. Dawniej wytwarzano z nich dzierzaki do cepów, wędziska do wędek i kije do maślnicy. Dość popularne było także wykonywanie ogrodzeń z "orzeszyny".

Najbardziej rozpowszechnioną legendą o leszczynie jest ta, w której Matka Boska uciekała z Panem Jezusem z Egiptu i, szukając schronienia przed prześladowcami, wstąpiła w gęsty las. Tam najpierw zwróciła się o pomoc do osiki. Ta odmówiła jej schronienia, tłumacząc, że zanadto się boi, że zostanie ścięta. Stąd po dziś dzień jej gałązki stale się trzęsą, jakby ze strachu. Matka Boska zwróciła się z kolei do leszczyny, a ona osłoniła uciekinierów swoimi gęstymi liśćmi, za co została obdarowana orzechami.
Inna wersja tej legendy mówi o tym, że Matka Boska znalazła pod gałązkami leszczyny schronienie przed burzą, stąd też wywodzi się wiara w ochronną moc leszczyny. Wierzono, że piorun nigdy nie bije w to drzewo. Poświęcone gałązki umieszczano na strychu, aby chroniły domy od piorunów. Kwitnące gałęzie, zatykano u wejścia do domostw, aby stanowiły przeszkodę dla wszelkiego zła - demonów, chorób, gadów. W tym też celu orzechy sypano do trumny zmarłego - by przekupić nimi złe moce, czyhające na duszę w drodze do wiecznego spoczynku.

Wiara w magiczną moc leszczyny najdłużej zachowała się w zwyczajach żniwiarskich i pogrzebowych. Obsypana orzechami gałązka była symbolem obfitości, dowodem błogosławieństwa bożego i dobrą wróżbą na przyszłość. Jeszcze w drugiej połowie XIX w. w obrzędzie dożynek składano osobny wieniec z orzechów. Później jeszcze długo wplatano gałązki z orzechami do zwykłych wianków zbożowych.
Pewnie niektórzy z Was słyszeli o zwyczaju wróżenia z rozłupywanych orzechów podczas wieczerzy wigilijnej: pełny i dorodny środek był zapowiedzią pomyślności i dostatku, zepsuty - choroby, pusty - śmierci w nadchodzącym roku. Jedzenie orzechów w wigilijny wieczór chroniło od bólu zębów.

Mając na względzie magiczne właściwości, jakimi wg naszych przodków obdarzona jest leszczyna, zabrałam się za farbowanie. Rozpoczęłam je oczywiście od zbioru liści, które następnie drobno (w miarę) posiekałam. Nie będę ukrywać, jest to zajęcie wymagające wysiłku - liście leszczyny są dość sztywne. Ale dzięki tej sztywności kroi się je całkiem dobrze (choć trzeba użyć siły). Nie mają ciągnących włókien, które trzeba "dydać", za to bardzo fajnie chrupią podczas przekrajania.
Posiekane liście zalałam wodą i gotowałam około dwie godziny. Następnie pozostawiłam je na około dobę. Taki system pracy odpowiada mi chyba najbardziej - jednego dnia gotuję zebrane dary natury, w kolejnych dniach przeprowadzam dalsze działania - farbowanie i zaprawianie - wykonując  następujące po sobie czynności z jednodniowym odstępem.
A zatem następnego dnia dodałam do garnka siarczanu glinowo-potasowego i wrzuciłam przygotowane odpowiednio tkaniny i przędzę wełnianą. Gotowałam wszystko około półtorej godziny, po czym zostawiłam tkaniny w garnku do rana. Po wypłukaniu próbek uzyskałam takie rezultaty:


Kolejnego dnia chciałam powtórzyć farbowanie na nowych próbkach, z zastosowaniem siarczanu żelaza. Chyba jednak coś poszło nie tak, bo próbki wyszły szarobure, ze śladami przypominającymi przypalenia. Jedynie przędza wełniana miała tych śladów nieznaczne ilości i w miarę wyrazisty kolor. Możecie zobaczyć na poniższych fotografiach, jak różnią się odcienie próbek, w zależności od zastosowanej zaprawy (ta jaśniejsza powstała w wyniku farbowania z dodatkiem siarczanu glinowo-potasowego):



Naturalne farbowanie ma przede mną jeszcze wiele tajemnic. A rośliny i ich znaczenie dla naszych przodków zdecydowanie więcej. Cieszę się, że choć pokrętnymi drogami, udało mi się trafić w ich świat i znaleźć w sobie motywację do jego odkrywania.



Źródła:
Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych. Słownik Adama Fischera, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze 2016
Gawędy o drzewach, Maria Ziółkowska, LSW Warszawa 1988
Obrzędy i tradycje zielarskie Regionu Nadburzańskiego, Mirosław Angielczyk, Ziołowy Zakątek 2020
Biblia ludowa, Magdalena Zowczak, Wyd. Naukowe UMK Toruń 2013

Komentarze